poniedziałek, 17 maja 2010

od wzgórz

kiedy budzi się rano wygląda bardzo wzniośle. a cera blada jak ściana, pusta, biała, duża i jednorodna. wychodzi z domu i idzie na wzgórza. a włosy jej są malownicze. postrzępione, szorstkie i bujne. i niespokojnie idzie na wrzosowiska.

od morza ktoś woła, a może to wiatr złowieszczo pojękuje. zapowiada burze. odwraca głowę. chyba ktoś woła. od morza. zza morza.
skowronek zapuścił się w mętną dolinę. czy zginie?
na horyzoncie pusto. równo i gładko leży ziemia otrawiona. horyzont jest piękny, spokojny i trwały.

odwraca się znów do morza. czy to ona czy morze takie dostojne? skąd przyszły te fale? te zmarszczki na czole? skąd te huki, te chmury? te oczy zmrużone? co? gdzie? znowu ktoś woła?
odwraca się do wrzosów. morze staje. chmury odchodzą. znów ktoś woła. od wzgórz.

czwartek, 22 kwietnia 2010

Oto co się stało

czyli jakby z angielska a furry tale.

Przysiadłszy na brzegu miski pełnej mleka zapłakał po skosie, bo oczy miał skośne lekkawo. Że oczy miał skośne, to płakał ukośnie i na ukos. Prostopadle do reszty, proporcjonalnie do świata, zapłakał, łapę w mleku umoczywszy. Ruchem łapy zwinnym acz gracji pozbawionym, rozlał ciecz mleczną na posadzkę. Wniosków nie wyciągnąwszy, ogonem dezaprobatę swą wyraziwszy, odszedł unosząc nos dumnie ku górze. W nieznane a znajome miejsce się udawszy, położył się w kocu miękkości, jako że pod kocem kołdra leżywszy, mięciej mu było pod grzbietem. Zasnąwszy, śnił sen, że może spać nie może, a może, że może. Przysiadłszy na posadzce zimnej i krople mleka ujrzawszy tudzież tam i ówdzie w około, dostrzegła, że się znalazłszy w krainie mlekiem płynącej i jej nie rozpoznawszy, rozpoznała. Ucieszyła się ogromnie, bo taka mała była, że każda jej uciecha większa od niej się robiła. I nie wiedziała, czy dzisiaj jest muchą czy pszczołą. Postanowiwszy, że mleko nie zając, ni królik ni jeż, zamknąwszy swoje myśli na kłódkę błękitną i kluczyk metalowy, zmyśliła pewien pomysł. Pomyślawszy ten pomysł, genialnym ochrzciwszy, w znajome a nieznane miejsce się udała. Na kocu zaległszy posłyszała mruczenie kociwsze. Do źródła mruczenia się przytuliwszy, zasnąwszy i kotem się obudziwszy, mleko pić poszła z posadzki.

czwartek, 25 marca 2010

O czym myślał Bóg

stwarzając świat? I jakiej muzyki wtedy słuchał?

Założenie: Bóg stworzył świat.
Teza: muzyka towarzyszy geniuszom i szaleńcom w trakcie działania.
Przykład: Tommy Lee Jones w "Eksplozji" i U2, Nicolas Cage w "Bez twarzy" i muzyka klasyczna, w końcu ten zły policjant z "Leona zawodowca" i Bach.
Założenie i wniosek pomocniczy: Bóg to geniusz i szaleniec w jendym, w jednej osobie boskiej.
Amen.

poniedziałek, 8 marca 2010

Liczy się to, co się ma w środku

- Wszystko ma swoje dobre i złe strony. Trzeba dostrzegać te pierwsze, żeby było łatwiej - powiedział rozum.
Wykrzywiłam się do siebie, tym-samym wykrzywiając się do rozumu.
- Przestałam dostrzegać te pierwsze, tak? - spytałam.
- Źle mi z tym - wtrąciła dusza.
- Cicho. To tylko chwilowe. Brak serotoniny. Przejdzie - zdjagnozował układ pokarmowy.
- Bez kłótni, proszę! - powiedziało przewrażliwione serce, bo do kłótni było nam jeszcze daleko.
- Mam tego dosyć - odrzekłam ja, a może moja podświadomość.
- Mnie do tego nie mieszaj. Ja czuję, że to nie prawda.
- Mam tego dosyć - odrzekłam ja.
- Eee... - jęknął rozum.
- Wiedziałem, że za wcześnie... - pisnęło sumienie kalkulując dni mojego życia, dzieląc je, mnożąc, cholera wie po co. - Rachunek mi się nie zgadza.
- Jakieś nadużycia? Zrobiłam coś źle? Nie... przecież jestem wolna - wachała się wola.
- Cicho! cicho! Przestańcie się kłócić! - serce.
- Zamknijcie się wszyscy! - krzyknęłam w myślach. Oni zamilkli, tylko serce niespokojnie grało jak poganie na bębnach w noc na cześć najwyższego boga.

(napisałam 24.07.06, prawdopodobnie o 22:34)

czwartek, 4 marca 2010

ja

słowo. zaimek. zamiast imienia. dwie litery tworzące słowo. słowo duże i małe.
oto jestem - ja. to, co robię, myślę, jak, gdzie, po co i dlaczego. jeden zaimek, a mieści w sobie wszystkie przymiotniki, czasowniki, rzeczowniki dookreślające go, krążące wokół niego jak elektrony wokół jądra atomowego. oto jestem ja. ale jaki ja? czy jak czytam w książce "ja", to jestem ja czy ten ktoś? słyszę "ja". jaki ja? jak cię nie widzę, to cię nie ma. ty jesteś ja, ona jest ja, on jest ja, ja jestem ja. no i co z tego, że ja. kiedy ja w tłumie tysięcy milionów ja jest tylko jednym z wielu.
ale ja to zawsze ja. nie ty, ona, ani nie on. nawet, jeśli ja składa się tylko z dwóch liter, gdzie indziej nawet z jednej, a w językach obcych dzieli z sobą fonetycznie oko albo "tak".